sobota, 20 września 2014

Smutny powrót.

Półtora tygodnia spędziłyśmy w domu. Leżenie do południa w łóżku,długie spacery po polach. Potem pojechałyśmy na Białkę. Mam tam swój domek, który pochłonął masę wspomnień i dawkuje mi je każdego razu, kiedy tam zaglądam. Odświeżenie znajomości wpłynęło na mnie aż za mocno. Ciężko było się z nimi żegnać. Smutne wróciłyśmy do miasta. I trwamy już 3 tygodnie. Lublin się nie zmienia. Wciąż jest taki, jaki był kilka lat temu, kiedy wpadałam tu na weekendy. Poniekąd samotny, smutny, pełny nostalgii. Ja go tak odbieram, a może to błędne myślenie, bo przecież tyle tu ludzi. Nie wiem. Mi nie jest dobrze. Marzy mi się Polska. Daleka. Marzy mi się morze. Może kiedyś się uda, bo przecież marzenia są po to, aby je spełniać. Podobno kto nie marzy, ten nie żyje. Kto marzy ten żyje, oczywiście, ale jak żyje? Eh. Dziękuje mojemu serdecznemu przyjacielowi za przewrót jakiego dokonał w moim życiu. Za to, że pokazał mi, że warto żyć. Tak cholernie mocno warto po prostu żyć. I żyję. Tęsknię. Kocham. Każdego dnia cieszę się za każdą daną mi chwilę na tej ziemi. Za wszystkich, którymi się otaczam. Za tych dobrych i złych. Za każdą zwierzomordkę. Za udane adopcje. Za sens tego życia. Za pasję. Jestem szczęśliwa. Chcę być. Muszę.