poniedziałek, 30 czerwca 2014

Dlaczego wegetarianizm?

Wegetarianką zostałam 12lipca 2013 roku, kiedy wraz z grupą innych aktywistów walczyłam pod sejmem o utrzymanie zakazu uboju rytualnego. Dotarło do mnie, że jestem niesamowitą hipokrytką. 98% uczestników było wegetarianami lub weganami. A ja stałam jak ta sierota, walczyłam o lepszą śmierć dla jednych przy czym nie dbałam o śmierć drugich. Puknęłam się w czoło i postanowiłam, że mięsa nie tknę. Wróciłam do domu. Wyrzuciłam mięso. Część zjadły psy, a część ktoś zabrał(mama albo koleżanka). Następnego dnia rano zrobiłam sobie fasolę podobną do tej, którą poczęstowano mnie na proteście. Ok-smak, zapach-idealne jak dla mnie! Oczywiście swoją wersję urozmaiciłam przyprawami i pomidorami. Fasolę na zmianę z mrożonkami z Biedronki jadłam na zmianę. No ale w końcu mój organizm zaczął domagać się czegoś innego. Bo w wege chodzi właśnie o tą różnorodność. Zaczęłam szukać, pytać, kombinować i powoli tworzyłam coś swojego. Czasami dało się zjeść, a czasami musiałam wyrzucić wszystko do sedesu, bo nawet pies nie chciał tego tknąć. Nie poddałam się, bo nie wyobrażałam sobie wrócić do jedzenie zwłok(tak-zwłok! Wiem, że mięsożercy nie lubią tego określenia, ale to prawda-zjadasz zwłoki, trupa i nie widzisz w tym nic złego). Czasami czytałam różne fora o wege i co kilka postów pojawiały się wpisy o uzależnieniu. Co? Jakie uzależnienie? Rzuciłam mięso i nie ciągnie mnie do niego. Dotarło to do mnie po ok.3 tygodniach, kiedy weszła w fazę "detoxu", kiedy mój organizm zaczął na maxa pozbywać się toksyn, których dostarczyłam sobie do tej pory. Było ze mną kiepsko. Nie mogłam wstać z łóżka. Leżałam i myślałam. "Nie poddawaj się Kinga!"-jęczałam sobie po cichu. No i wstałam! Zaczęłam jeść wszystko co miałam pod ręką, łyknęłam garść witamin. Wróciłam do łóżka, poszłam spać. Wstałam i stał się cud-całe moje zmęczenie zniknęło, a ja czułam się wyśmienicie! Spokojnie-nie każdy początkujący wege tego doświadcza. Nie wiem dlaczego spotkało to akurat mnie, ale ja zazwyczaj w życiu nie mam łatwo :) No to przejdźmy do meritum:

Kiedyś na lewo i prawo chwaliłam się, że jestem wege, bo był to mój największy sukces. Nigdy nie kupicie wrażliwości i empatii-za żadne pieniądze świata. Dzisiaj, jako wegetarianka prawie z rocznym stażem reaguję jakąś taką obojętnością na komentarze wyśmiewające moją dietę. Jest mi to obojętne. Nie wiem co jest śmieszniejsze. To, że ja nie jem mięsa, czy to, że ty wpieprzasz trupa? ;) Argumentów zagorzałych mięsożerców słyszałam mnóstwo! Naprawdę!
Wymienię kilka i napiszę dlaczego je uwielbiam :)
1.Muszę jeść mięso.
Nie musisz. Pierwotni ludzie mięsa nie jedli. Na biologii uczyli mnie, że pierwsi ludzie nie umieli posługiwać się ani wytwarzać przede wszystkim narzędzi, więc w jaki sposób zabijali? A no właśnie nie zabijali. Jedli rośliny(nasiona, orzechy, owoce, warzywa). Podobno Jezus też był wegetarianinem.
2.Witamina B12
Ooo tak, tu się zgodzę. Weganin może suplementować B12, chociaż znam takich co nie suplementują i żyją :) Jak B12 ma się do wegetarianizmu? Nie wiem.
3.Ale ryby jesz?
A ryba to co? Warzywo? Ma układ nerwowy jak reszta zwierząt, więc nie rozumiem, dlaczego 90% społeczeństwa uważa, że wegetarianie jedzą ryby? Podobno dzięki katolikom wyrobili sobie taką opinię. Każdy z nas chyba zna post z rybą na obiad :o
4.To co ty jesz?
 Jak to słyszę, to nie wiem czy poziom idiotyzmu pytającego dopiero sięga dna czy już je minął i szuka drugiego. Czy ty jesz samo mięso? Robisz kanapkę używając bekonu zamiast chleba i na to kładziesz szynkę? Nie-jesz również warzywa. To wyobraź sobie, że ja jem to samo co ty wyłączając mięso. Szynka? Sojowa. Parówki?Sojowe. Schabowy? Sojowe tekturki. Gołąbki? Z ryżem i smażonymi pieczarkami. Mogę wymieniać w nieskończoność. Możemy zrobić test. Dajesz mi nazwę potrawy w której zazwyczaj jest mięso, a ja napiszę ci jak można ją przerobić. To banalne. Pomijając soję, która tak naprawdę jest mitem. Nie musisz jej jeść w ogóle. Przez rok nie zrobiłam nic z soi. Jadłam przetworzone gotowce, ale może 6-8 razy w tym roku.
5.Ale ja mam kły! Co świadczy o moim drapieżnictwie.
Mom, please. Pójdź i upoluj swoimi kłami zwierzę. Możesz także użyć swoich pazurów i szybkości. Potem możemy dyskutować.

Narazie to tyle, ale to jeszcze nie koniec. Tymczasem uciekam spać, bo jutro czeka mnie rozmowa kwalifikacyjna! :)

Szkolenie

Witajcie. Wczoraj wraz z Larą, wybrałyśmy się na szkolenie. Chciałyśmy nauczyć się łapania kontaktu wzrokowego, bo jest to bardzo ważna sprawa, jeśli chodzi o szkolenie psiaka z zakresu posłuszeństwa. Trening zaczęłyśmy od wsadzenia Lary w transporter, bo dalsza podróż miała odbywać się w jednym samochodzie z drugim psem. Transporter jak i cała drogę zniosła idealnie :) Na boisku kilka razy pokazała swoje zdolności agresora, ale nad tym też ciągle pracujemy. Dostałam mnóstwo cennych wskazówek od doświadczonej znajomej. Teraz pozostaje tylko ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...

Na koniec dnia rozpaliliśmy grilla z M. i H.
Na zdjęciu sejtanowe kiełbaski od Kuchnia Pana Sejtana :)


niedziela, 22 czerwca 2014

Wracam.

Pisanie bloga puściłam w niepamięć. Usunęłam stąd wszystko i poszłam w świat. Zapomniałam, że pisanie daje upust moim emocjom, a ostatnimi czasy bardzo tego potrzebuję. Także po krótkim namyśle-wracam. Zacznę od ostatnich wydarzeń. Festiwal kolorów-była moc, chociaż nie taka, jakiej oczekiwałam. Wymazałam się jak ostatni brudas i z uśmiechem wracałam do domu MPK. Pies mnie jednak poznał, więc chyba nie było tak źle.
Wcześniej razem z Larą brałyśmy udział w evencie Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt. I chociaż Lara nie jest z LSOZ, to przecież cel był ten sam.

Dzisiaj leniuchujemy, a potem wybieram się z M. do nowej, tureckiej knajpy. Może uda mi się w końcu zjeść coś dobrego? :)